Pierwsze zlecenie było skokiem na głęboką wodę. – To było sprzątanie w mieszkaniu na warszawskiej Woli po zmarłym, który miał syndrom zbieractwa. Nawet gdy szedłem na kolanach, to i tak dotykałem sufitu głową, tyle tam było rzeczy – opowiada Krzysztof Wojciechowski, właściciel firmy zajmującej się sprzątaniem specjalistycznym.
Więcej przeczytasz tu: https://kobieta.wp.pl/sprzata-po-zgonach-na-brak-zlecen-nie-narzekam-6975467434634176a