– One będą umierać w agonii śmiercią głodową. W normalnych okolicznościach kot w mieście sobie poradzi, nawet jak jest bezdomny, bo zawsze sobie znajdzie coś jedzenia, ale w Charkowie jedzenia już nie ma, nawet na śmietnikach – mówi o pozostawionych w charkowskich domach zwierzętach pani Katarzyna, która organizuje dla nich zbiórkę karmy, a część ściąga do Polski.
Więcej przeczytasz tu: https://kobieta.wp.pl/pani-tatiana-ma-pod-opieka-170-kotow-codziennie-z-narazeniem-jezdzi-po-charkowie-i-je-karmi-6758161721121408a